Napisała książkę erotyczną i uderza w Blankę Lipińską. "Zdobyłam wykształcenie i nie ciągną się za mną sopockie skandale"
Lara Kos debiutuje właśnie z pikantną powieścią "Niebezpieczna Transakcja". Mówi nam o tym, jak nigdy nie nazwałaby penisa, w czym jest lepsza od Blanki Lipińskiej i dlaczego uważa, że Maja Staśko "głosi brednie".
Co takiego dzieje się w życiu kobiety, że postanawia zacząć pisać książki erotyczne?
Podobne
- Bloger Jakub Czarodziej osiąga szczyt żenady wyzywając kobiety
- Fani wyśmiewają FRIZA na Twitterze i radzą przeczytać książkę o prawie AUTORSKIM 📚
- Billie Eilish wydała pierwszą książkę! Jest też audiobook
- Tytus, Romek i A'Tomek w żałobie. Zmarł ich ojciec, Papcio Chmiel
- Adelon to najsłynniejsza drag queen w Polsce i gwiazda TikToka! "Najpewniej czuję się jako Adele i Magda Gessler" (WYWIAD)
W moim domu książki zawsze spotykały się z wielkim szacunkiem. Moi rodzice i dziadkowie zrodzili we mnie myślenie, że osoba, która pisze książki, jest kimś wyjątkowym. Prawie nadczłowiekiem, którego należy podziwiać i hołubić. Wymyśliłam więc sobie, że może i ja spróbuję swoich sił jako pisarka. To idealna chwila, bo w tym roku skończyłam trzydziestkę. Nie mam męża, dzieci... Więc teoretycznie jestem starą panną (śmiech). Ale ja jestem singielką z wyboru. Niekoniecznie ten wybór jest w stu procentach mój, ale tak się jakoś składa, że moja randka z czasem okazuje się prawdziwym złamasem, któremu nie warto poświęcać nawet sekundy swojego życia.
Zawsze uwielbiałam czytać książki KN Hanner i Kingi Litkowiec, więc postanowiłam sprawdzić się w gatunku moich dwóch ulubionych pisarek. I chyba mi się udało.
Nad "Niebezpieczną transakcją" pracowałam ponad rok i poświęciłam jej bardzo dużo uwagi. Dzisiaj, gdy trzymam egzemplarz mojej książki w ręku, mam ochotę popłakać się ze szczęścia i cały czas muszę się uszczypnąć, żeby uwierzyć, że to nie marzenie senne, a rzeczywista sytuacja. A czemu moja książka jest erotyczna? Bo temat seksu jest tym, co mnie pociąga... Wiem, że nie tylko nie, bo dziewczyny piszą do mnie na IG i nagle okazuje się, że otworzyłam puszkę Pandory, bo moja książka daje upust dziewczyną, które kochają ostrzejszą zabawę, a nie mają sposobu na to, żeby zrealizować swoje łóżkowe marzenia. Lara Kos przychodzi wówczas z pomocą.
Zakładam, że Lara Kos to Twój zmyślny pseudonim. Dlaczego nie chcesz pisać pod własnym nazwiskiem? Boisz się reakcji ludzi z Twojego otoczenia? Mamy 2021 rok, nikt nie powinien się wstydzić tego, że pisze o seksie.
Wiesz co, to bardzo fajne co mówisz, że mamy rok 2021, że nie powinniśmy odczuwać wstydu, że piszemy o seksie, a jednak... Żyjemy w dość dziwnych czasach, w których bardzo łatwo jest przypiąć komuś łatkę. Najlepiej obrazuje to historia znanego dziennikarza magazynu "Viva!" Romana Praszyńskiego. Zadał podrzędnej aktorce pytanie o seks. Ta mu odpowiedziała. Wywiad poszedł do druku i skandal! Harpie rzuciły się na niego i rozerwały dziennikarza na stępy. Nie chciałam, żeby taka sytuacja spotkała mnie. Ja właśnie obawiałam się tego, że ludzie będą patrzyli na mnie przez pryzmat opisanych przeze mnie scen seksu głównej bohaterki "Niebezpiecznej transakcji". Bo przecież lasce, która prowadzi rozmowy marketingowe z ludźmi na wysokich szczeblach, omawia budżety reklamowe, podpisuje umowy, na których widnieją bajońskie sumy przyprawiające o zawrót głowy, nie wypada pisać o seksie, a już tym bardziej mówić o nim głośno czy epatować nim. Zaraz znalazłyby się pewnie kobiety, które nie licząc się z tym, co poczuję, obryzgałyby mnie swoimi słownymi atakami. Mnie się – serio! – czasem otwiera nóż w kieszeni, gdy czytam te brednie, które głoszą "autorytety" w postaci Manuel Gretkowskich czy Mai Staśko. Trzeba być wyłącznie feministką, która kastruje wszystkich gości dookoła. Wtedy należy ci się szacunek. A gdy już założysz szpilki i gorset do sypialni, i przyjmiesz uległą rolę w łóżku, jesteś zerem. Żyjemy w takim momencie, że dla kobiety druga kobieta może okazać się największym oprawcą i krytykantem. To są chore czasy. Dlatego, żeby mieć na to wywalone, ukryłam się pod pseudonimem. Nawet czasem zaczynam myśleć o sobie "Lara". Polubiłam się za moją maską. Mogę więcej, dłużej, mocniej...
Na kartach powieści ze szczegółami opisujesz gorące zbliżenia. Twoje życie jest równie ekscytujące, co życie głównej bohaterki powieści?
Moje życie bywa jeszcze bardziej ekscytujące niż łóżkowe potyczki Sandry Król (śmiech). Ostatnio siedziałam ze swoimi koleżankami i jedna z nich, laska po trzydziestce, opowiadała, że raz w życiu robiła facetowi loda. Miała taką minę, jakby opowiadała o karze, jaką musiała odbyć. Smutne. Patrzyłam na nią ze współczuciem i zastanawiałam się, że moja przyjaciółka bardzo się męczy z seksem. Pewnie nie miała szansy odkryć prawdziwych przyjemności. Moim zdaniem każda z nas powinna odkrywać swoje ciało i swoje seksualne potrzeby w odpowiedni sposób. I testować różnych stron pożądania. Nawet tych mrocznych, ciemnych...
Któryś w twoich chłopaków był inspiracją do stworzenia postaci Tora? Jeżeli tak to nie wiem czy zazdrościć czy dzwonić na 112.
Hmmm... Tor to chyba kompilacja kilku facetów, z którymi się spotykałam, ale zazwyczaj nam nie wychodziło. Lubię gości, którzy są dominujący i w życiu, i w łóżku, ale nie oznacza to, że jestem bierną laską, która nie ma swojego zdania. Otóż mam! I nie boję się wywalić prawdy prosto w oczy. Tor to ideał dla wielu kobiet. Wiem, co mówię! Czytelniczki piszą mi o tym w DM-ach. Ja chyba sama dałabym się wodzić na pokuszenie panu Torowi (śmiech).
Zastanawiam się jak wygląda rozpisywanie sceny seksu w romansie i czy są jakieś zasady, których (nomen omen) sztywno się trzymasz? Na przykład jak nigdy nie nazwałbyś penisa? Jakie epitety przy opisywaniu stosunku są niewskazane? Co jest dla czytelników turn on a co turn off?
Właśnie to jest bardzo dobre pytanie! Bo język polski jest niezwykle ubogi, jeżeli chodzi o nazywanie intymnych części ciała. I tyczy się to zarówno żeński, jak i męskich ciał. W trakcie pisania scen erotycznych do "Niebezpiecznej transakcji" kilka razy zdarzyło mi się zadzwonić do swoich przyjaciółek z pytaniem: "jak powiedz o penisie, ale nie chodzi o słowa typu f*ut, ani k*tas?". One się siliły i padały takie pomysły jak "kiełbasa" etc. Ale tak właśnie nie napisałabym nigdy przenigdy w swojej książce. Te opisy muszą być soczyste, niczym kęs dojrzałem brzoskwini, gdy jej sok spływa ci po brodzie. Masz ochotę się oblizać i wziąć kolejny gryz. Taka jest właśnie moja książka. A zasady? Ja nie znam zasad pisania. Jedynie mogę bazować na tym, co zauważyłam, czytając książki innych autorek.
Zdarza się, że sama musisz zrobić sobie przerwę od pisania, bo zwyczajnie robi Ci się zbyt gorąco?
Nie. Zbyt gorąco robi mi się w zupełnie innych chwilach, ale chyba zostałabym ukamieniowana, gdybym powiedziała w jakich w tym wywiadzie (śmiech). Pisząc te sceny bardzo skupiałam się na tym, żeby były one jak najbardziej zmysłowe. Udało mi się to.
Sandra rzuca "nudnego" chłopaka, z którym jest w statecznym związku, by przeżyć coś wyjątkowego z nowopoznanym przystojniakiem. Myślisz, że czytelnicy ją polubią? Ty ją lubisz?
Ja ją uwielbiam. Sandrę Król lubię z każdym dniem coraz bardziej. Oczywiście, czytałam zarzuty, że jest zbyt naiwna. Ale prawa jest taka, że każda z nas straciła choć raz głowę dla faceta i nie kierowała się logiką. Sandra na element każdej z nas. Kilka historii z własnego życia przemyciłam w "Niebezpiecznej transakcji", ale niestety mimo że umawiam się z facetami on-line, nigdy nie spotkałam Tora. Spotkałam za to kilka znanych gości, którzy okazali się mocni w gadce. I tego byłoby na tyle.
Historia Sandry i Tora jest pełna namiętności, ale też przemocy. Uważasz, że kobiety fantazjują o relacji, w której miłość łączy się z niebezpieczeństwem? Nie są to przypadkiem szkodliwe przekonania?
Absolutnie nie są. I nie wiem, skąd przyszło ci to do głowy. Niebezpieczeństwo może podgrzewać relację. A nuda i stagnacja to nic innego jak gwóźdź do związkowej trumny. Zakazany owoc smakuje najlepiej. Trzeb jedynie wiedzieć, gdzie go zerwać, żeby nie okazał się trujący.
Blanka Lipińska była swego czasu oskarżana o to, że w "365 dniach" promuje kulturę gwałtu. Zgadzasz się z tym?
Zgodziłabym się, jeżeli powiedziałbyś, że jej dzieła promują "kulturę własnej głupoty". Wtedy jestem gotowa podpisać się pod tym swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem (śmiech). A wracając do twojego pytania o "kulturę gwałtu" Dziś bardzo łatwo jest oskarżyć, że ktoś promuję "kulturę gwałtu". Ostry seks, w którym mężczyzna jest dominujący, zaraz uznany jest za gwałt. Ale nie bądźmy hipokrytkami. Większość moich przyjaciółek lubi ostrzejsze zabawy i nie mają nic przeciwko, gdy ich kochanek da im w trakcie igraszek kilka klapsów. W naszym społeczeństwie i kulturze rozmowy na temat seksu oscylują na granicy tabu i powodują u nas wstyd. Tak nie powinno być. Mam nadzieję, że moja książka będzie głosem, który poniekąd przełamie obłudę.
Co sądzisz o twórczości Blanki? Nie boisz się, że będziesz do niej porównywana?
Już jestem. Jedna z instagramerek napsiała recenzję. "Suń się Blania i trzymaj mi piwo. Teraz zobaczyszm jak się pisze erotyki" – to fragment tej recenzji. Niby swoją książką wysłałam taką informację do Lipińskiej. Szczerze? Ja co najwyżej mogę posłać jej spojrzenie pełne wyższości, bo co jak co, ale ja zdobyłam solidne wykształcenie i nie ciągną się za mną żadne sopockie skandale. A jej umiejętności...? To nie są umiejętności. To zapewne sztab dobrych redaktorek, które czuwały nad tym bełkotem.
Napiszesz kolejne części Niebezpiecznej Transakcji? Książka kończy się niejednoznacznie…
Zakończenie przygód Sandry i Tora jest otwarte. Pozostaje wiele niedopowiedzeń. Mam już pomysł na kolejną część "Niebezpiecznej transakcji". Będzie ona jeszcze bardziej ostra, zmysłowa i sexy. Mam już kilka pierwszych rozdziałów.
Chciałbyś, żeby Twoja powieść została zekranizowana? Kto mógłby zagrać Sandrę i Tora?
Oczywiście. Byłoby to przepiękne zwieńczenie mojej pracy nad książką. Nie ukrywam, że mam zamiar z czasem powalczyć o to, ale zobaczymy, czy uda mi się przekonać producentów do tego, że "Niebezpieczna transakcja" to idealny scenariusz na film, a nawet serial. Marzenia są po to, żeby je realizować. W ogóle wychodzę z założenia, żeby nie używać słowa "marzenie" a "cel". Ekranizacja jest więc moim celem. Jest wiele aktorek młodego pokolenia, które mają niezwykły talent i urodę. Uwielbiam Paulinę Gałązkę, której sława już niebawem rozbłyśnie na całego. To zdolna laska. Widziałam ją w kilku filmach i teatrze. Dziwię się, że media jeszcze nie rzuciły się na nią, a tym samym jest jeszcze w cieniu, ale daję sobie uciąć ręce i nogi, że to kwestia czasu. A jeśli chodzi o Tora... To musiałby być zagraniczny aktor. Tor nie może mieć buraczanej twarzy, która dominuje wśród polskich aktorów. Jeśli w ogóle ktoś pomyśli o ekranizacji, wtedy chętnie włączę się na całego w poszukiwanie aktora idealnego dla tej postaci.